In Vitro - Szczęśliwa Mama Dwójki Chłopców

Zapraszam na kolejny wywiad... Pytania zadałam Szczęśliwej Mamie Dwójki  Chłopców..


1. Kim jesteś, czym się zajmujesz? 

33 letnia mieszkanka Warszawy, z wykształcenia prawnik, pracownik urzędu.

2. Co uniemożliwiło Wam naturalne poczęcie?

Przyczyna do końca nieznana, ponieważ posiadałam z mężem (tym samym) już dziecko poczęte drogą naturalną. Jakość nasienia w dolnej normie, jeden jajowód niedrożny (jednocześnie, głównie z jajnika po lewej stronie owulacja), reszta bez zarzutu.

3. Co poczułaś słysząc od lekarza : IN VITRO?

Ulgę, strasznie męczyły mnie wizyty, monitoringi, stymulacja i ciągłe myślenie co jest nie tak? dlaczego się nie udaje? to mąż w zasadzie jako pierwszy podsunął ten pomysł, moja dr prowadząca chyba wyczuła to na wizycie, na którą poszliśmy wspólnie (miałam mieć IUI ale niestety zamiast pięknych pęcherzyków zrobiły mi się torbiele) i to na tej wizycie dr spytała czy myśleliśmy i IVF. Mąż od razu powiedział, że on by już IUI nie robił tylko chcemy spróbować IVF...odetchnęłam, skoro on był gotowy to ja również!

4. Jak wyglądało przygotowanie?

Na pewno nie tak strasznie jak sobie je wyobrażałam. Podchodziliśmy na krótkim protokole, byłam lekko stymulowana (MILD), ponieważ nie chcieliśmy osiągnąć bardzo dużej ilości komórek jajowych. Od 5 dnia cyklu przyjmowałam zastrzyki z gonadotropin i jeździłam do kliniki w celu monitoringu pęcherzyków. Kiedy osiągnęły odpowiednią wielkość, musiałam zrobić sobie zastrzyk z pregnylu, który powodował dojrzenie komórek jajowych do pobrania a następnie zapłodnienia.

5. Co w całej procedurze jest najtrudniejsze? Przez co przeszliście?

W zasadzie nie ma  w niej nic trudnego... może jedynie od sfery psychicznej - lęk co będzie jeśli się nie uda? przecież to już "najwyższa instancja" w drodze do upragnionego rodzicielstwa i nie ma od niej "wyższego" odwołania.

6. Jesteś mamą? Czy myślisz, że jest inaczej niż gdybyś zaszła w ciążę naturalnie? Jak wygląda Twoje macierzyństwo? Jesteś szczęśliwa?

Dzięki IVF jestem podwójna mamą - dziecka poczętego naturalnie i tego poczętego dzięki metodzie IVF. Na pewno gdyby druga ciąża przyszła mi równie lekko, byłabym innym człowiekiem... trudy walki, z jakimi zmuszona byłam się zmierzyć, uświadomiły mi jak wielkim darem jest macierzyństwo... dziś wiem, że musiałam przez to wszystko przejść, żeby bardziej cieszyć się macierzyństwem, być lepszą mamą dwójki (a w przyszłości może większej ilości) dzieci, żeby cieszyć się życiem...

7. Czy jesteś/byłaś w stanie walczyć za wszelką cenę? Gdzie była granica, jeśli w ogóle była? 

Wydaje mi się że nie walczyłabym za wszelką cenę. Gdyby to była walka o pierwsze dziecko to  z pewnością odpowiedź byłaby z goła odmienna. Granicą było jedno podejście do IVF.

8. Czy zmieniłabyś coś, gdybyś mogła cofnąć czas?

Mimo stymulacji MILD uzyskaliśmy sporo komórek jajowych, gdybym mogła cofnąć czas oddałabym kilka do adopcji. Dojrzałam jednak do tej decyzji zbyt późno.

9. Co możesz powiedzieć innym kobietom, tym starającym się od wielu lat, tym których kolejne IN VITRO zawodzi?

Żeby walczyły póki starcza sił i środków, bo nagroda jaka je czeka jest bezcenna. Dar macierzyństwa jest czymś najwspanialszym dla mnie, nie ma nic cenniejszego. Pewnego dnia spojrzą swojemu dziecku w oczy i zobaczą w nich swoje odbicie, zapomną o wszystkich łzach wylanych nad testami ciążowymi z jedną wstrętną kreską, zapomną o złych emocjach, żalu, gniewie - będzie się liczyło tylko to, że się nie poddały i wygrały, bo wygrać można, trzeba tylko dużej determinacji! medycyna dla każdego "przypadku" proponuje odpowiednią drogę do osiągnięcia celu jakim jest poczęcie-ciąża-macierzyństwo.

10. Kilka słów od Ciebie... 

Podczas 1,5 roku nieowocnych starań budziłam się codziennie z pytaniem "dlaczego?" "co złego zrobiłam, że nie dane jest mi być po raz drugi mamą?". dziś kiedy sobie to przypominam uśmiecham się, bo wiem że pisane mi było zostać po raz drugi mamą w określonym czasie, moje dziecko czekało na mnie i chciało, żebym o jego przyjście na świat walczyła. dziś mogę o sobie z dumą powiedzieć, że podjęłam tę walkę i wyszłam z niej zwycięsko. Mój synek się do mnie uśmiecha, a ja czuje, że żyję i dziś wiem, że moja droga do powtórnego macierzyństwa musiała być bardziej kręta od tej pierwszej. Dlaczego? Żebym poznała pewnych ludzi, żebym nauczyła cieszyć się chwilą, żebym przestała smucić się głupotami! 

7 komentarzy:

  1. Najważniejsze doceniać to co się ma i nie poddawać się w dążeniu do spełniania marzeń. Gratulacje dla rozmówczyni!

    OdpowiedzUsuń
  2. I znów się wzruszyłam, warto walczyć do ostatniej chwili !

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie się czyta takie historie które wielu kobietą dają nadzieję . Wzruszam się zawsze jak czytam takie historie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny cykl Aniu!
    Lubię historie z happy endem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Historia piękna. Jestem jednak zdania, że nie zawsze in-vitro jest potrzebne, czasem potrzeba raczej cierpliwości, a to próba charakteru. Ciężko latami walczyć o dziecko. nierzadko sama presja otoczenia wykańcza. Dostrzegam dwa oblicza in-vitro - jedno to ostatnia deska ratunku, a drugie trochę droga na skróty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy i ważny artukuł :) ! U Nas poszło od "strzała", ale czasem trzeba sobie pomóc i pięknie jest kiedy to wszystko, te całe zmagania kończą się happy endem :)

    OdpowiedzUsuń