In Vitro - mama szczęśliwa 37 lat

I jak tu nie być wdzięcznym za IN VITRO?
Jak można w to nie wierzyć?
Jak można nie popierać?
Skoro dało tyle szczęścia tym, którzy uważali, że ich życie już sensu nie ma...
Przed Wami kolejna piękna historia...


1. Kim jesteś, czym się zajmujesz? 

Jestem najszczęśliwszą mamą na świecie, kochającą i kochaną kobietą, żoną swojego męża, fantastycznego faceta.
Oboje (a teraz już we troje) uwielbiamy podróże, naszą pasją są narty.
Obecnie zajmuję się córeczką i jest to zajęcie, które nigdy mi się nie znudzi ale niebawem trzeba będzie wrócić do pracy... A jeśli chodzi o pracę, to odkąd skończyłam studia, jestem związana z branżą finansową. Mam ciekawą pracę, która mi daje sporo swobody w działaniu i satysfakcji ale bywa bardzo stresująca.

2. Co uniemożliwiło Wam naturalne poczęcie?

Po roku nieudanych prób zajścia w ciążę, postanowiliśmy się zgłosić do Invicty, o której usłyszałam od mojej koleżanki. Ona też borykała się z tymi problemem. Po zrobieniu podstawowych badań okazało się, że zdarzają się u mnie cykle bezowulacyjne (chyba przez podwyższoną prolaktynę) a u mojego męża stwierdzono obniżone parametry nasienia. Lekarz nie wykluczył u nas poczęcia w sposób naturalny ale biorąc pod uwagę nasz wiek zasugerował in vitro.

3. Co poczułaś słysząc od lekarza : IN VITRO?

Po rozmowie z lekarzem było mi hm... przykro i smutno, że i nas dotknął ten problem ale się jakoś bardzo nie załamałam, ponieważ wcześniej wspomniana koleżanka była właśnie w ciąży, w którą zaszła bez specjalnych problemów za pierwszym podejściem dzięki metodzie in vitro. Oczywiście nie obyło się bez rozmów z nią. I to informacje, które od niej uzyskałam dały mi wiarę w to, że i nam się uda.

4. Jak wyglądało przygotowanie?

Na samym początku lekarz zlecił masę badań. Następnie przepisał odpowiednią stymulację hormonalną, tak aby urosło mi jak najwięcej jajeczek. Po serii zastrzyków byłam gotowa do punkcji – czyli pobrania moich komórek jajowych. Generalnie samo przygotowanie nie było dla mnie specjalnie uciążliwe i stresujące. Byłam bardzo podekscytowana i nie mogłam się doczekać ciąży.

5. Co w całej procedurze jest najtrudniejsze? Przez co przeszliście?

W zasadzie procedura nie była dla nas uciążliwa jak wcześniej wspomniałam. Pierwszy taki najtrudniejszy moment był wtedy, gdy okazało się, że pomimo że pobrali ode mnie chyba z 12 komórek tylko 5 udało się zapłodnić a do stadium blastocysty dotrwały dwa zarodki, które niestety nie zostały z nami. Tak, wtedy to był dla mnie prawdziwy dramat, ponieważ (po wcześniejszych doświadczeniach koleżanki) byłam pewna że się uda za pierwszym razem, że nie może być inaczej. Zaraz po tym jak okazało się, że niestety nie jestem w ciąży spotkaliśmy się z zaprzyjaźnionym lekarzem, również specjalizującym się w leczeniu bezpłodności, żeby dowiedzieć się dlaczego nam się nie udało. Powiedział nam kilka bardzo ważnych rzeczy – ze strony medycznej między innymi mogła zawieść chociażby chemia (odczynniki) które były wykorzystane, bo w w nas samych i procedurze nie widział problemu i dodał jeszcze że musimy pamiętać, że jednak ręka Boska też czuwa...
To mnie trochę podniosło na duchu i postanowiliśmy zrobić drugie podejście, które niestety też nie przyniosło wymarzonej ciąży. Scenariusz podobny jak za pierwszym razem.
Nie spodobało mi się, że drugi raz byłam stymulowana tymi samymi lekami. Lekarz prowadzący nie wziął pod uwagę tego, że pomimo dużej ilości komórek były one kiepskiej jakości i nie próbował czegoś zmienić – poczułam się potraktowania bardzo schematycznie i myślę, że to było w dużej mierze powodem drugiego niepowodzenia.
Postanowiliśmy zmienić klinikę – nowy lekarz, inne środowisko (odżywki wykorzystywane podczas zapłodnienia i rozwoju zarodka) mogą pomóc. Trafiliśmy na świetnego lekarza, oczywiście stymulacja była już nieco inna i sukces!!!! Była ciąża, tak byłam w ciąży, którą niestety straciłam. To był dla nas dramat nie do opisania (to, że straciłam ciąże nie było w żadnym razie związane z metodą in vitro) .
Jak tylko lekarz dał nam zielone światło wróciliśmy po nasze zarodki (o ile ta pierwsza klinika pomimo dużej ilości komórek nie była w stanie uzyskać 2 silnych zarodków to tym razem na brak zarodków nie mogliśmy narzekać).
I tak doczekaliśmy się najsłodszej córci na świecie.

6. Jesteś mamą? Czy myślisz, że jest inaczej niż gdybyś zaszła w ciążę naturalnie? Jak wygląda Twoje macierzyństwo? Jesteś szczęśliwa?

Ciąża, poród – wszystko jest tak jak by dziecko zostało poczęte naturalnie, o sposobie poczęcia się nie myśli. Dla mnie to była metoda leczenia i specjalnie nie analizowałam co by było gdyby...
Jestem szczęśliwą mamą, taką jak wiele innych, których dzieci zostały poczęte w sposób naturalny.
A macierzyństwo to  najlepsze co mnie spotkało w życiu – tworzymy cudowną rodzinkę!

7. Czy jesteś/byłaś w stanie walczyć za wszelką cenę? Gdzie była granica, jeśli w ogóle była?

Wiem, że walczyłabym tak długo jak długo wytrzymałby to mój organizm.

8. Czy zmieniłabyś coś, gdybyś mogła cofnąć czas?

Może po pierwszej nieudanej próbie powinniśmy byli zmienić klinikę ... Ciężko stwierdzić.
Ale jedno jest ważne - nie czekałabym tak długo na podjęcie decyzji o dziecku!

9. Co możesz powiedzieć innym mamom, tym starającym się od wielu lat, tym których kolejne IN VITRO zawodzi? 

Nie można się załamywać niepowodzeniem, nie odkładać tego w czasie, bo każdy miesiąc jest ważny.

10. Kilka słów od Ciebie... 

Obecnie problemy z zajściem w ciąże ma bardzo wiele par, zdziwiłam się ilu moich znajomych dotknął ten problem. W większości przypadków leczenie przynosi oczekiwany rezultat. Podczas leczenia, stymulacji trzeba być bardzo konsekwentnym. Nie da się ukryć, że cały proces wymaga sporego zaangażowania, wielu spotkań z lekarzem, badań oraz systematycznego przyjmowania leków. Ale warto!!!! Jesteśmy tego najlepszym przykładem!

6 komentarzy:

  1. Z każdą historią dociera do mnie jak powszechny staje się problem z poczęciem. Właściwie każdy w środowisku zna kogoś, kto się starał dłuższy czas..
    Tak jak piszesz, dobrze, że istnieje taka możliwość. Nie wyobrażam sobie tylu rodzin skazanych na brak potomstwa :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozklejam sie przy każdej historii!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z sentymentem i łezką w oku czytam swoją historię;) bardzo ciepło wspominam tamte chwile, pomimo strachu który wtedy czułam i łez które się pojawiały nie raz. Dziękuję Aniu za pomysł z cyklem o in vitro! Cieszę się że mogłam opowiedzieć o moim największym szczęściu.
    Szczęśliwa Mama

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudny to temat ale dobrze, że każda z historii dobrze się kończy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu , kolejna piękna i jakże wzruszająca do łez historia :) Brawa dla szczęśliwej mamy :)
    lato

    OdpowiedzUsuń